Lista “mam to gdzieś!”

Lista “mam to gdzieś!”

Świat od zawsze uczył nas, że warto mieć marzenia, listy rzeczy “do zrobienia”, czy “do osiągnięcia”. I tak spędzamy dużą część życia na gonieniu króliczka. Takiego, który na końcu zwykle okazuje się jakimiś wyliniałym pluszakiem z naderwanym uchem. Ale to nas nie zraża i na listę wskakuje kolejny punkt do realizacji, bo przecież wiadomo, że nie można mieć wszystkiego. Znasz to? Masz takie listy? Niech zgadnę. Zbliża się lato i pewnie 3/4 czytających to kobiet ma na swojej liście  “bikini projekt”. Tyle artykułów wszędzie o tym, jak ludzie po 40 zmieniają swoje życie, więc w sumie myślisz, że też coś powinnaś zrobić ze swoim życiem i na liście “do zrobienia” pojawiają się kolejne kursy, szkolenia i warsztaty.

Mówiąc szczerze, jestem zmęczona takim podejściem i jakiś czas temu doszłam do wniosku, że zamiast dokładać sobie kolejnych rzeczy do zrobienia, których tak naprawdę wcale nie chciałam robić, po prostu skupię się na tym, czego chcę. Wreszcie wezmę swoją stronę i przestanę przejmować się oczekiwaniami szeroko rozumianego świata. Zrobię sobie dobrze. Emocjonalnie i życiowo. Jakoś to olśnienie dziwnie zbiegło się w czasie z 40 urodzinami (coś kurcze jednak jest w tej liczbie).

 

Mam to gdzieś

O tak, zamiast listy “do zrobienia i osiągnięcia” postanowiłam stworzyć sobie swoją prywatną listę “mam to gdzieś” (w wersji zupełnie prywatnej pada tu brzydkie słowo;) ). O bogini! Jakie to jest wyzwalające. Bo wiesz, przyjaciółka, siostra, koleżanka, terapeutka mogą Ci mówić, że jesteś OK, dasz radę bez kaloryfera na brzuchu – ale zanim zanim sama sobie tego nie wbijesz do mózgu i nie zaczniesz stosować podejścia mam to gdzieś, to mogą sobie gadać.

Mała dygresja. Jedna z kobiet, którą poznałam dzięki Insta profilowi GTO, mówi o tym podejściu “wyjebongo” i to jest określenie, które z dziką przyjemnością popularyzuję. Elu, dzięki!

 

Co dać na listę?

A to już moja Droga Czytelniczko zależy tylko od Ciebie. Bo przecież gdybym dała Ci teraz gotowy szablon do wypełnienia, to nie byłabym lepsza od tych wszystkich gnomów, które wiecznie karmią nas jakimiś dziwnymi oczekiwaniami i stereotypami o kobietach po 40.

Powiem Ci, co ja mam na swojej liście.

  • mam gdzieś jak bardzo sterczy mój brzuch, a piersi ulegają grawitacji i na plaży czy basenie po prostu dobrze się bawię.
  • mam w nosie, czy kogoś oburza moja nieumalowana twarz maszerująca na spotkanie w modnej kawiarni. Nie maluję się praktycznie w ogóle od ponad 2 lat i moja skóra to kocha.
  • mam gdzieś to, czy według świata coś wypada/ nie wypada, żebym nosiła, albo powinnam dopasowywać do figury. Po prostu noszę ubrania, w których mi wygodnie (tak, mam w szafie więcej dresów niż eleganckich sukienek).
  • mam absolutnie gdzieś oczekiwania czy powinności jakie powinnam spełniać jako kobieta i słuchania “w twoim wieku to już powinnaś coś osiągnąć, czy mieć to czy tamto”. Nie mam, nie chcę, nie zależy mi, liczą się dla mnie inne rzeczy.

Nie jest łatwo

Nie będę ściemniać – wcale nie jest łatwo zrobić taką listę. W końcu jesteśmy dobrze wytrenowane przez połowę życia, żeby słuchać tego co i jak mówiś do nas i o nas inni ludzie. Często (nieświadomie) oddawałyśmy władzę w ręce osób, które nie wahały się wygłaszać trudne, czy krzywdzące opinie. A my je brałyśmy za swoje.

Dlatego mówię szczerze – to proces. On się zadzieje, kiedy poczujesz, że jesteś gotowa. Że chcesz wrócić do swojego, często gdzieś tam schowanego, prawdziwego Ja. Tak wiem, zabrzmiało lekko może szamańsko, ale de facto do tego to się sprowadza. Do posłuchania siebie i swoich potrzeb.

To, że ja się nie maluję i nie planuję operacji plastycznych, nie znaczy, że to potępiam i oczekuję, że inni też z tych rzeczy zrezygnują. Rób to, na co masz ochotę i miej gdzieś co robią inni. Bo wiesz co? Powinna Cię interesować tylko jedna rzecz: co robisz i myślisz o sobie TY!

No, kobieto w drugiej połówce życia, po prostu się kochaj 🙂 Bo w życiu wcale nie chodzi o gonienie króliczka, tylko o hodowanie ozdobnych kur jeśli akurat to Cię bawi.

 

Czy seksu w dojrzałości trzeba uczyć się od nowa?

Czy seksu w dojrzałości trzeba uczyć się od nowa?

Jestem zdegustowana swoim życiem seksualnym. Seks mógłby dla mnie nie istnieć. Wkurzam się, że nasze małżeńskie stosunki stały się nudne, nie czuję w ogóle ekscytacji na myśl o seksie. Mój mąż potrzebuje farmaceutycznego wsparcia i zanim on jest gotowy, mnie już przechodzi ochota i całość trwa 3 minuty. W ogóle nie mam orgazmu.

Wszystkie zdania, które właśnie przeczytałaś, są prawdziwe. Wszystkie padły z ust kobiet w wieku okołomenopauzalnym, zmęczonych dokuczliwymi objawami, które odbierają im radość i frajdę z intymności i bliskości. Do tego nuda i rutyna w długich związkach. 1/3 osób biorących udział w ankiecie na Instagramie odpowiedziała, że seks jest właśnie nudny. Czy można coś z tym zrobić, czy pozostaje pogodzić się z podejściem, że seksualne ekscesy i seryjne orgazmy są tylko dla młodych?

Ucz mnie kochanie, a ja ciebie!

Wielokrotnie tutaj, ale i wlaśnie na profilu Instagramowym mówię o jednej bardzo ważnej rzeczy dla dojrzałych kobiet: zmienia się Twoje ciało, zmieniają się Twoje potrzeby. Skąd masz wiedzieć, że kiedyś niedoceniane pieszczoty piersi teraz doprowadzają Cię do rozkoszy, jeśli tego nie spróbujesz? Nie możesz tkwić w starych przekonaniach, bo tamtej dziewczyny/ młodej kobiety, która odkrywała swoje ciało i seks, już po prostu nie ma!

Jesteś dojrzała Ty, z pięknym ciałem i o wiele bardziej świadoma siebie. Co nie znaczy wcale, że nauka przyjemności już się skończyła. Warto sobie uświadomić, że w dojrzałości uczymy się seksu na nowo. Właśnie teraz odkrywamy te elementy cielesności, które przez lata były (często z wygody i rutyny) ukryte.

To jest ten moment, kiedy nadchodzi czas na otwartą i bardzo wprost komunikację. Mów i słuchaj. Bierz i dawaj. Obserwuj reakcje swoje i partnera. Tutaj wszystko jest nowe i ekscytujące, poczuj to.

Dotykaj i pieść, penetracja jest dla mało kreatywnych 😉

Zanim on jest gotowy, mnie już się trochę nie chce, potem 2-3 ruchy posuwiste i po sprawie. Co w tym przyjemnego?! No zgadzam się, jeśli sprowadzamy seks i przyjemność tylko do penetracji, to rzeczywiście może być nudne. Te same, powtarzalne ruchy, parę sapnięć i jęków, o co cała ta afera?

A co, gdybyś po tych około 20 latach aktywności seksualnej (oczywiście średnio), stwierdziła, że penetracja jest passe? A co, gdybyś wzięła sprawy w swoje ręce (dosłownie!) i zaczęła się bawić swoim ciałem i ciałem partnera_ki? Przyjemność można uzyskiwać na tyle różnych sposobów, że naprawdę penetracja jest po prostu w tym wszystkim nudna. Zwłaszcza, jeżeli weźmie się pod uwagę wyniki badań. Wiedziałaś, że aż 80% kobiet nie doświadcza orgazmu w wyniku penetracji?!* No więc jak masz być zadowolona z czegoś, co z dużym prawdopodobieństwem nie da Ci satysfakcji.

Obudź swoją kreatywność, baw się dobrze w łóżku i poza nim, odkrywaj nowe sposoby dotyku i pieszczot. Nie wiesz o dczego zacząć? Polecam Ci genialną książkę, z rysunkami – no nie da się prościej!

O co chodzi, kiedy orgazm nie nadchodzi?!

Mówiłam już, że seksu w dojrzałości uczymy się na nowo? I że trzeba pożegnać się z ograniczającymi przekonaniami? No wlaśnie! Jednym z takich bloków może być przekonanie, że KAŻDY stosunek MUSI kończyć się drżeniem ziemi, Tobą łkającą z rozkoszy i partner_ka bez sił opadający na poduszki. Tak, to moja Droga tylko w filmach i to raczej tych kiepskich 😉

W seksie chodzi o spełnienie, poczucie bliskości i budowanie świetnego obrazu swojego ciała (noooo, znowu dało mi tyle przyjemnych doznań). Wszystko to, nie równa się wcale orgazm. Po prostu może Ci być dobrze – jakkolwiek to dobrze sobie zdefiniujesz. Możesz po prostu poczuć się odprężona, odstresowana, piękna, doceniona. W końcu Ty też drugiej stronie dajesz wszystkie te fajne emocje i odczucia. Do tego nie musi drżeć ziemia. Serio!

Organ nieużywany zanika

Często kobiety około menopauzalne unikają seksu ze względu na odczuwany dyskomofrt wynikający z tego, że nasze tkanki coraz cieńsze, coraz bardziej delikatne i wysuszone. Tymczasem, ginekolodzy mówią, że najlepszym lubrykantem jest seks. Pewnie, możesz potrzebować wsparcia i dobrego nawilżenia na start – i to jest zupełnie OK!

Pamiętaj tylko, że im częściej unikasz seksu, nie chce Ci się, a po co i w ogóle zawracanie głowy – tym trudniej będzie Ci wrócić do radości z seksu i spontaniczności. Im więcej seksu i intymności w Twoim życiu, tym więcej go chcesz. Seks stymuluje Twoje libido.

Tak więc, wiesz co możesz dzisiaj zrobić dla siebie? Tak, uprawiać seks 🙂 

 

Dojrzałość odporna psychicznie

Dojrzałość odporna psychicznie

Moje ciało w trasformacji przed menopauzą się zmienia, nie potrafię sobie z tym poradzić. Patrzę na siebie i chce mi się płakać. Nie jestem gotowa na taką zmianę. Mam dopiero 47 lat, nie chcę czuć się i wyglądać staro, dlatego robię wszystko, żeby jak najdłużej ten proces powstrzymać. Nie czuję się ze sobą dobrze. Jestem wściekła, że tak wygląda druga połówka życia.

Wszystkie te stwierdzenia padły z ust kobiet, które wkroczyły w wiek okołomenpauzalny i nagle, właściwie z dnia na dzień, poczuły na własnej skórze co oznaczają te słynne nocne poty, czy sytuacja kiedy miesiączka właściwie trwa dwa tygodnie. I nie godzą się z tym, mają w sobie ogromny opór. Dlatego pomyślałam, że jako certyfikowana doradczyni budowania odporności psychicznej, właśnie o tym dziś napiszę.

Czym nie jest odporność psychiczna

Na początek chciałabym rozwiać kilka stereotypów, które przychodzą nam do głowy, kiedy myślimy o kimś, że jest odpornony na stres, świetnie radzi sobie ze zmianą czy trudnymi sytuacjami w życiu. Myślimy sobie “niezła z niej twardzielka, nic jej nie rusza”. Tymczasem, nic bardziej mylnego. Bo bycie odpornym psychicznie nie oznacza, że:

  • jesteś macho, co to nigdy nie płacze i się nie boi.
  • jesteś totalnie skoncentrowana na sobie i swoich emocjach.
  • dotyczy to tylko życia zawodowego, wielkich zmian.
  • wszyscy powinni dążyć do tego, żeby być odpornym psychicznie.

To wszystko błędne przekonania, ponieważ osoby, które mają wysoką odporność również płaczą, stresują się, nie wiedzą jak zareagować w jakiejś sytuacji.

Czym jest odporność psychiczna

OK, czym więc jest odporność? I czy można ją jakoś w sobie wypracować, jeśli całe życie czułaś, że akurat tej cechy Ci brakuje?

Przede wszystkim, jest to jedna z cech naszej osobowości. Jedna z wielu i jak czytałaś wcześniej, mimo tego, co próbują nam wmówić różne publikacje – wcale nie wszyscy musimy dążyć do wysokiej odporności.

To cecha uniwersalna. Nie przypisana do jakiejś jednej konkretnej sytuacji czy etapu życia.

A co z tym związane – możemy ją rozwijać. To nie jest tak, że albo jesteśmy odporne psychicznie, albo nie. Wszystko zależy od kontekstu sytuacji, momentu w życiu, a nawet dnia.

 

Po co nam ona w dojrzałości

Wiele z nas już wie, że okres okołomenopauzalny wiąże się z poważnymi wyzwaniami dla naszego stanu fizycznego i emocjonalnego. Ze względu na zmiany  poziomu hormonów , wiele kobiet doświadcza uderzeń gorąca, nocnych potów lub zaburzeń snu, ale jest to również krytyczna faza dla pojawienia się zaburzeń psychicznych, takich jak depresja, lęk/ ataki paniki, uczucie niepewności, zaburzony obraz własnego zmieniającego się ciała. Dlatego, moim zdaniem, trzeba świadomie podejść do tego etapu życia jako do sytuacji o wysokim potencjale stresogennym. Bo przecież to ogromna zmiana, a nic nas tak nie stresuje, jak właśnie zmiany i niepewność co czeka za rogiem.

Warto więc pracować nad rozwijaniem swojej odporności psychicznej. Teraz, kiedy już wiesz, że jest to możliwe i właściwie całe życie możesz ją wzmacniać. Po to, aby dobrze czuć się ze sobą, w tym trudnym dla każdej z nas etapie życia.

Rozwijanie odporności polega na utrzymaniu elastyczności i równowagi w życiu w sytuacjach stresowych i jeśli objawy perimenopauzy są powodem odczuwania stresu i przytłoczenia. Często nie myślimy o tym, że ten okres w naszym życiu przyczynia się do zwiększenia poziomu stresu, ale jak wykazały nowe badania (Szwajcarskie badania nad perimenopauzą) , zmiany w okresie okołomenopauzalnym mogą być prawdziwym wyzwaniem dla naszej odporności emocjonalnej i fizycznej.

Jak dbać o swoją odporność psychiczną

Jako fanka prac Carol Dweck o mindsecie/nastawieniu i Martina Seligmana nt. nauki optymizmu, czerpię z tych metodyk pełnymi garściami. Dołożyłam do tego wiedzę jaką zdobyłam certyfikując się ze wsparcia w budowaniu odporności psychicznej i stworzyłam świetny mix, który dobrze na mnie działa kiedy szykuję się na pełną wyzwań drugą połówkę życia. Dlatego chcę się tym mixem metod i sposobów z Tobą podzielić. Jednocześnie zaznaczając, że to tylko wskazówki do Twojej samodzielnej pracy i poszukiwań, bo – jak już pewnie wiesz – z perimenopauzą nie ma nic pewnego i takiego samego dla wszystkich 🙂

 

Co możesz więc robić tu i teraz dla swojej odporności?

 

Wiedza, nie plotki. To, że Twojej koleżance coś pomaga, czy szkodzi nie oznacza, że tak samo zadziała u Ciebie. Dlatego nie polegaj na “polecajkach”. Szukaj, czytaj, pytaj specjalistów. Wiedza o tym, co Cię czeka, jak może reagować w konkretnych sytuacjach Twoje ciało, daje Ci siłę. Bo zwyczajnie jesteś przygotowana na to, że może być niefajnie, objawy mogą Cię zaskoczyć w najmniej odpowiednim momencie.

Nastawienie. Dobre nastawienie przychodzi też z wiedzy. Skoro wiem, że moje włosy będą cieńsze, również te łonowe, wygląd waginy będzie się zmieniał (jedna z Was napisała do mnie, że dobija ją widok łysej, zmarszczonej myszki), to po prostu to przyjmuję, że tak będzie. Przybieram na wadze, jak całkiem sporo innych kobiet w perimenopauzie? OK, pomyślę nad wdrożeniem zmiany diety, dodam więcej ruchu i będę cieszyć się życiem. Bo wiesz, nie chodzi o to, żeby rozpaczać, że nie mieścisz się w dżinsy, które nosiłaś jako 30-latka. Tylko, żeby znaleźć sobie dobre miejsce i równowagę do przeżycia tego co nadchodzi. 30 lat już nie będziemy mieć, a 60+ i owszem.

Rzeczy, które cieszą. Tak, może to banał, ale znajdź rzeczy, których robienie Cię cieszy. Chciałabyś ćwiczyć, ale nie cierpisz siłowni? Spróbuj spacerów, nordic walking, pływania, jogi. Nie bój się próbować. Wiem, że wiele z nas obawia się próbować i rezygnować, żeby nie być posądzoną o słomiany zapał. Dla mnie, słomiany zapał jest genialny, bo pokazuje, że próbujesz aż nie znajdziesz tego, co Cię cieszy, a nie tkwisz w pułapce aktywności, na myśl o których masz dreszcze.

Ludzie, którzy cieszą. Szczerze? W ostatnich latach skończyłam kilka znajomości z ludźmi, których obecność mi nie służyła. Uznałam, że zwyczajnie nie mam już czasu na osoby, które zamiast ciągnąć mnie w górę, spychają mnie w dół i źle wpływają na moje samopoczucie. Egoistyczne? I dobrze! Dojrzałość to doskonały moment, żeby postawić siebie i swój komfort na pierwszym miejscu.

Tu i teraz. Buduję w sobie poczucie, że jestem w najlepszym momencie życia teraz właśnie. W sumie przyszłość nie jest nam dana na 100%. Jako choleryk, z wiekiem wkurzam się na coraz mniej drobiazgów, szkoda mi czasu. Nie reaguję już tak zapalczywie, nie biorę do siebie pomyłek jakie popełniam w pracy, jakby to był koniec świata. I w sumie chyba najważniejsze: nie zostawiam życia na specjalne okazje. Założę się, że też masz ciuchy na takie okazje 🙂 Ja już nie trzymam sukienek “na wyjście”, tylko jak mam ochotę w takiej wyjść na spacer, to ją ubieram. Robię dla siebie miłe rzeczy, nie czekam aż będę miała okazję się “nagrodzić”. Mocno staram się być teraz, nie roztrząsać wczoraj i nie żyć w oczekiwaniu na weekend czy wakacje.

Mam nadzieję, że moje wskazówki pomogą Ci, kiedy będziesz potrzebowała pomysłu na to, jak się psychicznie wzmocnić w tym niełatwym czasie. O odporności psychicznej można oczywiście mówić jeszcze wiele i na pewno jeszcze artykuły na ten temat się pojawią. Myślę też o nagraniu kilku filmów na ten temat, już z konkretnymi ćwiczeniami – daj znać na info@goodthingsonly.pl czy to mogłoby być coś dla Ciebie?

(NIE)Kochane ciało

(NIE)Kochane ciało

Ciało, ciałko, obiecuję, że zostanę z Tobą aż do śmierci. I będę dbać, wspierać i pieścić… Nie! Wróć! Będę katować dietami, unikać twojego widoku w lustrze i kochać się tylko przy zgaszonym świetle, żeby ukryć to, co sobie wyobrażam, że powinnam ukryć. A Ty Droga Czytelniczko, którą wersję wybierasz dla siebie na dojrzałe życie? Lubisz swoje ciało po latach używania go, nie zawsze pewnie, zgodnie z przeznaczeniem? Nie będę się wymądrzać, co powinnaś, a czego nie. Mam tylko jedną prośbę: spojrzyj na swoje dojrzałe ciało bez uprzedzeń.

Powiem Ci, że naprawdę szczerze się cieszę, że przyszło nam, kobietom 40+ dorastać bez social mediów. Bez tej całej presji zniekształconych filtrami ciał, które udają prawdzowe ciała i wmawiają, że tak powinnyśmy wyglądać. Z drugiej strony, pamiętam doskonale wybory miss relacjonowane w czarno-białym TV i stwierdzenia o idealnych proporcjach (90-60-90). Pamiętam katalogi Quelle, które zachłannie oglądałam podziwiając zachodnie modelki na stronach z bielizną. Tak, że to nie tak, że nie miałyśmy presji i jakichś tam, kreowanych przez “znawców”, wzorców.

Oczywiście jedna sprawa to dorastanie, a druga to już funkcjowanie jako dorosła kobieta. I tutaj nie uciekniemy od świata, opinii i “ideałów piękna”. To wpływa na nas bardzo mocno i powoduje, że niekoniecznie przyjaźnie patrzymy na siebie w lustrze. Znam historie kobiet, które wręcz przebierają się tak szybko, żeby przypadkiem nie uchwycić widoku swojego ciała w lustrze. Rozumiem to w jakiś sposób. Bo przecież, która z nas nie chciałaby wejść znowu w te dżinsy sprzed 20 lat, w których jak już, to widać było wystające kości biodrowe, a nie wystający brzuch (true story! to mój przykład, kiedyś miałam tak płaski brzuch). Tyle, że, zanim zaczniemy temu naszemu dojrzałemu ciału mówić: nie lubię cię, warto na chwilę się zatrzymać i zastanowić po co mu tak mówimy?

Nie mam zamiaru sprzedawać tu głodnych pseudocoachingowych kawałków, że “jesteś piękna, moc jest w Tobie”. I nie myślę o sytuacjach kiedy nasze ciało wygląda w określony sposób z powodu choroby. Nie, myślę o ciele większości z nas: dojrzałym, które już coś przeżyło i wiele rzeczy doświadczyło. Czy takie ciało powinno wyglądać jak to sprzed 20 lat? Dla mnie to wręcz fizycznie niemożliwe. Bo – uwaga, będzie odkrywanie Ameryki – starzejemy się i naturalnym jest, że i nasze ciało się zmienia. Zaokrągla. Wysusza tu i ówdzie. Zwisa bez jędrności. Ulega grawitacji. Dopóki jest zdrowe i o nie dbamy, to niech sobie będzie jakie jest, bo to NATURALNE.

Długo tego nie rozumiałam. Jak mówiłam “oh, no trochę mi się przytyło”, to tylko po to, żeby usłyszeć od ludzi, że skąd, wcale nie widać. Mogłam wtedy z zadowoleniem poklepać się po okrągłym brzuszku i stwierdzić: No! Świat mówi, że nie jest źle. Albo stwierdzałam: Dopóki podobam się mężowi, jest OK. Widzisz schemat? Możliwe, że sama w nim tkwisz. Bo tak nas nauczono. To ważne, co świat i ludzie wokół o nas i naszym ciele myślą. Tylko sprawa jest taka, że nasze ciało nie zostało stworzone, żeby komukolwiek zapewniać jakieś bliżej nieokreślone wrażenia estetyczne.

Kiedy zrozumiałam, że takie podejście jest bez sensu? Nie, nie było żadnego wydarzenia na pograniczu życia i śmierci. Pewnie to był proces, ale w pewnym momencie dotarło do mnie, że zwyczajnie mi się nie chce. Nie chce mi się wbijać w przyciasne dżinsy, bo ktoś powiedział, że takie są modne. I nie chce mi się wspasowywać w cudze linijki. Bo w sumie nie mam czasu na przejmowanie się takimi głupotami jak cudze opinie. I wiesz, zaczęłam patrzeć na siebie z czułością. I tę czułość regularnie praktykować.

Co robię?

  • Regularnie i z przyjemnością oglądam w lustrze swoje nagie ciało. Jestem detektywką i historyczką w jednym: tropię nowe dowody dojrzałości i wspominam wydarzenia, po których ślad został na moim ciele.
  • Funduję sobie bezwstydne sesje głaskania. Bez erotycznych podtekstów, ale każdym nerwem pokazuję swojemu ciału, że jest OK.
  • Zdarza mi się tańczyć na golasa do bardzo głośno włączonej muzyki. Ależ w tym jest jakaś pierwotna moc! Bardzo Ci polecam, spróbuj.
  • Mam ulubioną zatoczkę na ulubionym jeziorze, w ktorej kąpię się na golasa. Taka nocna kąpiel pod rozgwieżdżonym niebem to najbardziej sensualne przeżycie.
  • Nie przebieram się ukradkiem, a wręcz dłuższą chwilę spedzam nago, żeby ciało mogło poczuć jak najwięcej.
  • Patrzę na siebie z uznaniem. Ba! Głośno to uznanie wyrażam, mówiąc sama do siebie: Ale mam fajne cycki!

 

Marzy mi się świat, w którym dojrzałe kobiety lubią i kochają swoje ciała. Mam nadzieję, że tym tekstem choć trochę dodałam Ci odwagi, żeby zacząć szukać swoich sposobów na wyrażanie tych uczuć. A może skorzystasz z któregoś powyżej? Daj znać, jeśli tak.

Zabawki dla dojrzałych kobiet – recenzja mini króliczka

Zabawki dla dojrzałych kobiet – recenzja mini króliczka

Wiele z nas, kobiet w drugiej połówce życia, właśnie teraz zaczyna odkrywać świat sex zabawek. I to jest fajne, takie odkrywanie czegoś nowego. Ale dostaję wiele pytań, od czego tak naprawdę warto zacząć, bo przecież wybór jest przeogromny i można się pogubić. Moja rada – również początkującej – zacznij od takiej zabawki, która będzie stymulować tę strefę erogenną, którą lubisz najbardziej pobudzać. 

Ja mam dzisiaj dla Ciebie recenzję zabawki, którą kupiłam dla siebie, czyli mini króliczka do stymulacji łechtaczki. To naprawdę niewielka zabawka (można zabrać ją w kosmetyczce w podróż), jak widzisz na głównym zdjęciu w towarzystwie opaski na oczy do spania. Jak na takiego malucha ma w sobie moc, bo aż 10 różnych trybów wibracji. To, co było ważne dla mnie przy wyborze, to dobra jakość wykonania z bezpiecznego silikonu i sprawdzona marka (LoversPremium). No i cena. Nie jest to masażer-inwestycja, bo za niecałe 100 zł dostajesz naprawdę fajną zabawkę na pierwszy raz.

 

Plusy królika

Dla mnie przede wszystkim rozmiar i bardzo cicha praca zabawki! To naprawdę ma znaczenie, jeśli nie mieszkasz sama 😉 Wszechstronność. Niby zabawka do stymulacji łechtaczki i okolic, ale elastyczne, wibrujące uszy można wykorzystać do stymulacji również innych stref erogennych. To wszystko powoduje, że według mnie to idealna zabawka na start, bo można posprawdzać jak ciało reaguje na różne formy dotyku, w różnych, mniej lub bardziej intensywnych wibracjach. Co powoduje dreszcz rozkoszy, a co niekoniecznie.

 

 

 

Minusy królika

 Nie ma tak, że to zabawka idealna i żadnej innej nie będziesz chciała (choć oczywiście może się zdarzyć i tak). Jak dla mnie, mimo, że króliczek jest fajny na pierwszy raz, to w miarę kolejnych z nim sesji, może zacząć brakować bardziej zdecydowanej stymulacji. Zważywszy na to, że z wiekiem fizjologicznie potrzebujemy mocniejszego nacisku czy dotyku, króliczek może nie wystarczać. 

No i dość upiorne oświetlenie guzików do sterowania wibracjami (tak, to te świecące oczy na zdjęciu). Ale to w sumie nie przeszkadza, bo przecież nie kupuje się sex zabawki, żeby na nią patrzeć, czy z nią rozmawiać 😉 

Czy kupiłabym króliczka ponownie?

 Zdecydowanie tak! Jako, że tak naprawdę nie wiedziałam, czego się spodziewać po takiej zabawce postawiłam na produkt dobrej jakości, wszechstronny, a przy tym tani i wszystko to dostałam. Podoba mi się to, jak układa się w ręce i jak można sterować siłą stymulacji nie tylko trybami wibracji, ale i korzystając z elastyczności uszu. Czy króliczek zachęcił mnie do wypróbowania kolejnych zabawek? Oj, zdecydowanie. Ten rodzaj stymulacji jest zdecydowanie inny od tej, którą w trakcie stosunku, czy przy używaniu palców. Czuję, że dużo tu jeszcze do odkrycia.

 

Gdybyś też chciała go wypróbować, to jest tylko jeden klik od Ciebie.

G-Y9T5BWDMZD