
Lista “mam to gdzieś!”
Świat od zawsze uczył nas, że warto mieć marzenia, listy rzeczy “do zrobienia”, czy “do osiągnięcia”. I tak spędzamy dużą część życia na gonieniu króliczka. Takiego, który na końcu zwykle okazuje się jakimiś wyliniałym pluszakiem z naderwanym uchem. Ale to nas nie zraża i na listę wskakuje kolejny punkt do realizacji, bo przecież wiadomo, że nie można mieć wszystkiego. Znasz to? Masz takie listy? Niech zgadnę. Zbliża się lato i pewnie 3/4 czytających to kobiet ma na swojej liście “bikini projekt”. Tyle artykułów wszędzie o tym, jak ludzie po 40 zmieniają swoje życie, więc w sumie myślisz, że też coś powinnaś zrobić ze swoim życiem i na liście “do zrobienia” pojawiają się kolejne kursy, szkolenia i warsztaty.
Mówiąc szczerze, jestem zmęczona takim podejściem i jakiś czas temu doszłam do wniosku, że zamiast dokładać sobie kolejnych rzeczy do zrobienia, których tak naprawdę wcale nie chciałam robić, po prostu skupię się na tym, czego chcę. Wreszcie wezmę swoją stronę i przestanę przejmować się oczekiwaniami szeroko rozumianego świata. Zrobię sobie dobrze. Emocjonalnie i życiowo. Jakoś to olśnienie dziwnie zbiegło się w czasie z 40 urodzinami (coś kurcze jednak jest w tej liczbie).
Mam to gdzieś
O tak, zamiast listy “do zrobienia i osiągnięcia” postanowiłam stworzyć sobie swoją prywatną listę “mam to gdzieś” (w wersji zupełnie prywatnej pada tu brzydkie słowo;) ). O bogini! Jakie to jest wyzwalające. Bo wiesz, przyjaciółka, siostra, koleżanka, terapeutka mogą Ci mówić, że jesteś OK, dasz radę bez kaloryfera na brzuchu – ale zanim zanim sama sobie tego nie wbijesz do mózgu i nie zaczniesz stosować podejścia mam to gdzieś, to mogą sobie gadać.
Mała dygresja. Jedna z kobiet, którą poznałam dzięki Insta profilowi GTO, mówi o tym podejściu “wyjebongo” i to jest określenie, które z dziką przyjemnością popularyzuję. Elu, dzięki!
Co dać na listę?
A to już moja Droga Czytelniczko zależy tylko od Ciebie. Bo przecież gdybym dała Ci teraz gotowy szablon do wypełnienia, to nie byłabym lepsza od tych wszystkich gnomów, które wiecznie karmią nas jakimiś dziwnymi oczekiwaniami i stereotypami o kobietach po 40.
Powiem Ci, co ja mam na swojej liście.
- mam gdzieś jak bardzo sterczy mój brzuch, a piersi ulegają grawitacji i na plaży czy basenie po prostu dobrze się bawię.
- mam w nosie, czy kogoś oburza moja nieumalowana twarz maszerująca na spotkanie w modnej kawiarni. Nie maluję się praktycznie w ogóle od ponad 2 lat i moja skóra to kocha.
- mam gdzieś to, czy według świata coś wypada/ nie wypada, żebym nosiła, albo powinnam dopasowywać do figury. Po prostu noszę ubrania, w których mi wygodnie (tak, mam w szafie więcej dresów niż eleganckich sukienek).
- mam absolutnie gdzieś oczekiwania czy powinności jakie powinnam spełniać jako kobieta i słuchania “w twoim wieku to już powinnaś coś osiągnąć, czy mieć to czy tamto”. Nie mam, nie chcę, nie zależy mi, liczą się dla mnie inne rzeczy.
Nie jest łatwo
Nie będę ściemniać – wcale nie jest łatwo zrobić taką listę. W końcu jesteśmy dobrze wytrenowane przez połowę życia, żeby słuchać tego co i jak mówiś do nas i o nas inni ludzie. Często (nieświadomie) oddawałyśmy władzę w ręce osób, które nie wahały się wygłaszać trudne, czy krzywdzące opinie. A my je brałyśmy za swoje.
Dlatego mówię szczerze – to proces. On się zadzieje, kiedy poczujesz, że jesteś gotowa. Że chcesz wrócić do swojego, często gdzieś tam schowanego, prawdziwego Ja. Tak wiem, zabrzmiało lekko może szamańsko, ale de facto do tego to się sprowadza. Do posłuchania siebie i swoich potrzeb.
To, że ja się nie maluję i nie planuję operacji plastycznych, nie znaczy, że to potępiam i oczekuję, że inni też z tych rzeczy zrezygnują. Rób to, na co masz ochotę i miej gdzieś co robią inni. Bo wiesz co? Powinna Cię interesować tylko jedna rzecz: co robisz i myślisz o sobie TY!
No, kobieto w drugiej połówce życia, po prostu się kochaj 🙂 Bo w życiu wcale nie chodzi o gonienie króliczka, tylko o hodowanie ozdobnych kur jeśli akurat to Cię bawi.